Brzmi przynajmniej dwuznacznie, ale też nie sposób zamknąć tej tezy w jednym wyjaśnieniu tego czynu. Czynu karygodnego, bo jakże tak.. bez smaku?
Tak jak grzeszny jest ten tytuł, tak wiele frustracji powoduje u producentów wychylenie alkoholu bez sensu. Bo sensem tu nazywamy efekt ich twórczości. Spójrzmy zatem jak to wygląda z punktu widzenia producenta, twórcy. Załóżmy też na chwilę, że nie ma baśniowych, ogromnych korporacyjnych tworów-potworów, które upatrują się tylko zysku w tym co robią. Ale mówiąc zupełnie poważnie i tam są osoby celebrujące destylację i jej wytwór. Wyobraźmy sobie więc, że alkohol jest częścią ich wszystkich życia czyli czymś czym żyją, oddychają, marzą..
Ile zaangażowania kosztuje nas dokładne przygotowanie czegoś: wyprasowania koszuli, wymienienia żarówki w samochodzie czy przygotowania bardzo dobrego posiłku. Ile koncentracji, myśli i zaplanowania. Od samej listy zakupowej po przygotowania odpowiednich narzędzi włącznie. Ile sił musimy skierować na ten nasz upragniony cel, dowolnie jaki. I najważniejsze.. ile czasu trzeba poświęcić by to nasze „coś” wykonać. A to i tak mały procent całości. Bo gdzie w tym wszystkim jest efekt? Jeszcze daleko przed nami.. Mamy więc spore zaangażowanie, dużo sił i mnóstwo, całe mnóstwo, czasu. I nie chcemy by ktoś przez nieuwagę lub celowo ominął to całe nasze zaangażowanie przechodząc obojętnie obok.. A jak bardzo bolałoby zniszczenie tego całego zachodu, zepsucie czyiś intencji i popsucie tej pracy? Tak właśnie może czuć się każdy twórca alkoholu kiedy przechylamy bez zamysłu kieliszek alkoholu wlewając go prosto w gardło..
Ale czy to nasza wina? Czy to nasza chęć ominięcia czyjejś pracy czy z premedytacją zniszczenie jej i wylanie ambicji twórcy do zlewu mniej więcej tak szybko jak 40 mililitrów schłodzonej cieczy przepływa przez gardło?
Jedno jest pewne i z tego punktu wyjść musimy: w naszej kulturze jest.. brak kultury picia. Nie zrozumcie mnie źle, alkohol pić potrafimy i to w sporych ilościach, ale brakuje nam w tym wszystkim pewnej ogłady i namysłu co tak naprawdę wychylamy. Podczas gdy we Francji dojrzewała kultura smakowania wina czy koniaku, który spożywany był nawet nad umiar, ale za to z zatrzymaniem się nad każdym łykiem alkoholu. Podczas gdy w Wielkiej Brytanii zgłębiano infuzowanie alkoholu różnymi przyprawami, ziołami, owocami. U nas, nasi słowiańscy przodkowie, pałali się wlewaniem w siebie litrów różnych trunków alkoholowych do dodania sobie animuszu przed bitką lub po prostu do celebracji wydarzeń.. Czasem pospolitych wydarzeń, ale jednak wydarzeń. Jak to się zwykło mówić: brak okazji to też okazja.
I tak już zostało. Odchodziliśmy tylko z czasem od pitnych miodów, winiaków na rzecz uproszczonej formy alkoholu czyli wódki, która nawiasem mówiąc sami wymyśliliśmy. Tak, my Polacy. I tu powód jest do dumy. Potem jednak poszło coś nie tak. Podążając za klasykiem chciałoby się krzyknąć: make vodka great again! I niektórzy to robią, ale to znów przypis do rozwinięcia na kolejną okazję.
Z dziada pradziada były nam wpajane te dwie zasady: „Polska wygra mecz” i „Wódka musi być zimna”. Nie da się ukryć, że obie te sentencje niosą za sobą trochę zakrzywiony obraz rzeczywistości. O ile piłkarze mieli cudowne okresy swojej gry i nadal widać światło w tunelu to z prawdą o wódce jest zupełnie inaczej. Mrożenie alkoholu to najgorsza tradycja naszych, polskich stołów. Zarówno pod względem chemicznym jak i kwestii pochodzenia.
Ale czy nasi dziadkowie i ojcowie nie byli zmuszeni do takiego katowania alkoholu swymi domowymi zamrażarkami? Czy można powiedzieć żeby tylko wtedy alkohol nadawał się do picia? I tak i nie. Było to mniejsze zło, pić zmrożoną substancję niż poddawać ją wyszukanej degustacji. Jakość alkoholu, sposób jego produkcji i kontroli jeszcze 20 lat temu pozostawiał wiele do życzenia. Obecnie coraz więcej wiemy o procesie jak i o produkcie finalnym. Ba, każdy z nas może bawić się tą sztuką a zaiste to wielka sztuka by stworzyć jakościowy alkohol.
Dlaczego więc tą sztukę tak okropnie traktujemy swoimi czynami? Nie ucieknę chyba daleko z porównaniem jeśli powiem, że jest to jak pozostawianie ostatniego listka papieru toaletowego na rolce i udawanie, że nic się nie stało. Nikt nie zauważy? Tak robi każdy? Że to tak z pokolenia na pokolenie (wódka była mrożona)? Więc bądźmy tymi pierwszymi, którzy tak nie zrobią!
Nie bójmy się. Nie chwytajmy panicznie kieliszka by jak najszybciej napić się i poczuć błogość stanu.
Kupmy trochę droższy, w zamyśle lepszy jakościowo, alkohol. Omijając wszelkie urządzenia AGD w domu nalejmy go do kieliszka, ale tym razem przed wychyleniem natychmiastowym.. powąchajmy alkohol, spróbujmy umieścić go w swojej wyobraźni by przypasować do wspomnienia aromatu. A po wypiciu zróbmy to samo szukając smaku, który już gdzieś czuliśmy. Degustujmy!